czwartek, 18 sierpnia 2016

[4] Recenzja - "Kroniki Rodu Kane" Rick Riordan

Hejka naklejka!

W końcu zdecydowałam się napisać post, który zgadza się z tematyką bloga - recenzję książki. Nie będzie to jednak jedna książka, a cała trylogia. Osoby, które obserwują mój Instagram @bibliotekaaleksandryjska (ekhem reklama ekhem) wiedzą już, że będzie to recenzja Kronik Rodu Kane autorstwa Ricka Riordana. Zapraszam do czytania!



Swoją przygodę z książkami Ricka Riordana zaczęłam pod koniec podstawówki od przeczytania Percy'ego Jacksona. Od razu pokochałam styl pisania, humor oraz wyobraźnię autora. Na mojej biblioteczce Riordan posiada nawet własną półkę. Mimo to, bardzo ociągałam się z przeczytaniem Kronik Rodu Kane, ponieważ nigdy nie interesowała mnie mitlogia egipska. Pamiętam, że jeszcze niedawno zarzekałam się, iż nigdy nie pojadę do Kairu, a ekspozycje egipskie w muzeach dosłownie przebiegałam - takie wydawały mi sie mało interesujące. Okazuje się, że stwierdzenie nigdy nie mów 'nigdy' jest jak najbardziej prawdziwe.

Teraz, po lekturze Kronik Rodu Kane, chciałabym cofnąć czas. Chciałabym jeszcze raz pojechać do muzeum w Berlinie czy Londynie (do tego Londyńskiego szczególnie, z powodów znanych tym, którzy książki przeczytali) i dokładnie obejrzeć wszystkie zabytki z działu egipskiego. Chciałabym nawet pojechać do Kairu. Gdybym kupiła albo adoptowała kota, nazwałbym go Bastet. Jestem pewna, że teraz będę zwracała więcej uwagi na rzeczy związane z tą właśnie mitologią.

Mimo to, nie uważam, że są to najlepsze książki napisane przez Ricka Riordana. W moim odczuciu są to nawet najgorsze powieści, które wyszły spod jego pióra. To nie oznacza jednak, że książki te są słabe. Nie są. To pokazuje tylko, jak dobre są inne pozycje tego autora.

Całej trylogii dałabym 7 gwiazdek na 10 możliwych.

Od śmierci matki Carter i Sadie są sobie niemal obcy. Dziewczyna mieszka z dziadkami w Londynie, jej brat natomiast podróżuje po świecie z ojcem, wybitnym egiptologiem doktorem Juliusem Kane. Pewnej nocy doktor Kane zabiera Cartera i Sadie na „eksperyment naukowy” do British Museum, w nadziei że uda mu się z powrotem połączyć rodzinę. Zamiast tego jednak uwalnia egipskiego boga Seta, który skazuje doktora na wygnanie, a jego dzieci zmusza do ucieczki. Wkrótce Sadie i Carter odkrywają, że budzą się wszyscy bogowie Egiptu, a najgorszy z nich – Set – chce zniszczyć rodzinę Kane. Aby go powstrzymać, dzieci muszą podjąć niebezpieczną podróż po całym świecie. Będzie to zadanie, które przybliży je do prawdy o rodzinie i ujawni jej powiązania z tajnym stowarzyszeniem istniejącym od czasów faraonów.

W sumie, to opis, który został umieszczony z tyłu książki dobrze rysuje obraz fabuły książek. Kroniki Rodu Kane są transkryptem  nagrania, które zostało ukryte gdzieś przez głównych bohaterów - rodzeństwo Sadie i Cartera Kane'ów. Autor dostaje to nagranie i postanawia je zapisać w formie książki, aby jak najszersze grono osób miało do niego dostęp. Trzeba przyznać, że taka forma jest dość interesująca. W tym momencie nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek inny autor poprowadził narrację w taki sposób. Sadie i Carter przekazują sobie co jakis czas mikrofon. Oznacza to, że rozdziały prowadzone są z perspektywy dwóch bohaterów, co ma oczywiście swoje wady i zalety. W moim odczuciu, akurat w tej historii zabieg ten był dobry, szczególnie, że Carter i Sadie nie zawsze byli razem, kiedy działo się coś ważnego. Wadą podzielenia narracji w ten sposób jest to, że rozdziały prawie zawsze kończyły się w interesującym/ ważnym momencie i zanim dowiedzieliśmy się jak sprawy się potoczyły u jednego bohatera, musieliśmy przeczytać opowieść drugiej osoby (która też najczęściej kończyła się w ten sam sposób). Z doświadczenia z książkami pisanymi przez pana Riordana powiem tylko dla tych jeszcze niedoświadczonych - przyzwyczajcie się do tego, on robi to zawsze.

Według mnie pierwsza książka z trylogii była najlepsza. W tym tomie poznajemy bohaterów i świat, w którym żyją. Świat magii, bogów, faraonów. Świat, w którym w czasie snu twoja dusza w formie kurczaka może podróżować w czasie i przestrzeni, a do tego posłuchiwać rozmowy twoich arcywrogów bez ich wiedzy. Świat, który jest naprawdę świetnie zaplanowany i opisany.
Tak jak uwielbiam to miejsce stworzone przez Riordana, to nie jestem fanką bohaterów przez niego wykreowanych (w każdym razie tych głównych bohaterów).  W pierwszym tomie ich naprawdę lubiłam. Później jednak, kiedy do cudownej przygody wkradł się wątek miłosny i coraz bardziej oplatał serca Sadie i Cartera nie było już tak kolorowo - szczególnie w przypadku Sadie. Myślę, że nie ma rozdziału opowiadanego przez nią, w którym nie byłoby wzmianki o tym, jak beznadziejnie jest zakochana w dwóch facetach, którzy są tak przystojni

Ah czy wspominałam, że Sadie w trylogi ma 12, a pod koniec 13 lat? To jest właśnie kolejny problem, który mam w związku z tą trylogią. Według mnie bohaterowie powinni być starsi, ponieważ ich wiek nie jest adekwatny do ich przemyśleń, postępowań i zadania, które zostało im powierzone.

Nie podobało mi się także zakończenie (bez spojlerów, obiecuję). To samo odczucie miałam w przypadku Krwi Olimpu, czyli finałowej części Olimpijskich Herosów. Mam wrażenie, że autor boi się zakończyć historię z przytupem. Niektóre wydarzenia z łatwością dało się przewidzieć, a według mnie wszystko skończyło się zbyt sielankowo. Jeśli szukacie serii, która kończy się krwawo i wylejecie morze łez podczas czytania jej, to Kroniki Rodu Kane taką pozycją nie są.

Mimo wad, trylogia jest naprawdę przyjemna. Każdy z tomów czyta się naprawdę szybko, w środku znajdziemy dużo humoru. Może główni bohaterzy mnie trochę irytowali (Sadie o wiele bardziej niż Carter, jego opowieści nawet lubiłam) i może postaci w Kronikach nie są aż tak barwne jak w Percym Jacksonie czy Magnusie Chase  to niektórzy bohaterowie drugoplanowi skradli moje serce. Bogini kotów Bastet, która ceni drzemkę, jako jedną z najważniejszych czynności w ciągu dnia, bóg karzeł, który swoją brzydotą i kąpielówkami potrafi odstraszyć nawet najstraszniekszego wroga, ale jest również jedną z najmilszych osób na świecie czy młody mag Felix, który uwielbia pingwiny i dla zabawy przywołuje je do siebie z Antarktydy - to tylko kilka przykładów. W dodatku, Rick świetnie umie opisać świat przedstawiony i uczucia bohaterów. Mimo (w moim odczuciu) słabego zakończenia, to wszystkie wydarzenia je poprzedzające były naprawdę ciekawe i czytałam o nich z wielką przyjemnością.


Podsumowując, Kroniki Rodu Kane nie są pozycją, która skoni nas do wielkich życiowych przemyśleń i zostawią z kacem książkowym na miesiąc. To przyjemna, śmieszna historia, idealna na deszczowy wieczór. Polecam młodszym i starszym czytelnikom. Ci pierwsi razem z Carterem i Sadie przeżyją cudowną i niebezpieczną przygodę, a przy okazji zapamiętają wiele przydatnych faktów z mitologii egipskiej, które na pewno przydadzą się w szkole. Dla starszych czytelników jest to świetne oderwanie od rzeczywistości.
Polecam przeczytać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz